Odpowiedzi na takie pytania najczęściej udzielają emocje. Coś się zatem impulsywnie wybiera. A potem okazuje się, że inni wybrali inaczej. Jak mogli? Chcą końca cywilizacji? Są wyzbyci człowieczeństwa? Nieważne, my im pokażemy!
Jak? Na przykład „na mówcę”. Idziemy ich skomentować. Może nigdy w życiu byśmy się nie odważyli na to, by w oczy powiedzieć im nasze prawdy, być może gdzieś w środku wiemy, że dotkniemy ich do żywego, bo za tą ich „głupotą” stoi jakaś ludzka sprawa, ludzka wiara, ludzka inność, ludzka empatia, ludzki strach. Ale nic to, jedziemy, lecimy! Tacy ważni, tacy mądrzy, tacy radykalni. Tacy uskrzydleni misją zbawiania naszego świata. Nikt nam nie przerwie w trakcie, nic nas nie zawstydzi. Wspinamy się na ogromną mównicę i przez wielki mikrofon krzyczymy „Ale głupi jesteś!”. Enter. Świetnie nam poszło!
Można też inaczej – „na ambasadę”. Możemy bowiem, niczym ambasada wrogiego mocarstwa, stosunkująca się do bezczelnej polityki nieprzyjaznego imperium, wydać oświadczenie. Albo notę niedyplomatyczną. Na potrzeby naszych realiów pewnie przybierze ona postać treści zaczepnej, jakiegoś zgodnego z naszymi, jedynie właściwymi, poglądami linku, obrazka, filmiku. Enter, udostępniamy go całemu światu. I czekamy na wyrazy poparcia mocarstw sprzymierzonych, podzielających nasze jedynie słuszne idee znajomych, znajdą się i to raz, dwa! Pach, pach, rysujemy mapę z podziałami terytoriów, liniami demarkacyjnymi, liniami frontu. Świetnie nam poszło!
Zaostrzoną wersją tego sposobu jest „lobbysta”. Zakładamy stronę „Ale X jest głupi”, zbieramy armię popierających ideę, przygotowujemy się do bitwy w sądzie cywilnym, w nosie mając sąd ostateczny i sądy kategoryczne o ludzkiej przyzwoitości.
Co jeszcze? Może trzy pokrewne sposoby. Pierwszy „na Scarlett O’Hara”? Nie będę o tym myśleć, pomyślę o tym później – mówimy sobie. Dumnie udostępniamy zdjęcie swojego kota lub ręcznie robionych pralinek, wznosząc się ponad to całe światopoglądowe pesymistyczne bagno. Albo wybieramy drugi sposób „na Trędowatą”. Wyłączamy tego człowieka złego ze znajomych lub ukrywamy go w aktualnościach i nie musimy już oglądać tych jego głupot. Trzeci sposób „na pustelnika” jest bardziej radykalny. Likwidujemy konto, nie logujemy się do żadnych serwisów. Niech sobie tam ci głupi świętują bez nas urodziny, wołają o pomoc lub nawołują do morderstw, nas to nic a nic nie obchodzi. Świetnie nam poszło!
O wpływie serwisów społecznościowych i stałego przebywania online na naszą mentalność napisano już tak wiele, że każdy dodatek wydaje się przelewaniem z pustego w próżne. Można jednak na sprawę popatrzeć głębiej i zastanowić się, co taki na przykład Facebook robi nam w sposób komunikowania się, dyskutowania o poglądach i negocjowania sposobów rozwiązywania problemów. Można i trzeba, bo tak samo jak do prowadzonych w realu dialogów wkrada się pokazywanie sobie śmiesznych obrazków, tak samo do poważnych debat w rzeczywistości wkradają nam się mówca, ambasador i cała reszta towarzystwa. Zamiast siadać do negocjacji, stajemy do walk podjazdowych lub chowamy głowę w piasek. I nie idzie nam świetnie.
(Anna Łagowska – redaktor naczelna „Ziemi Lubańskiej”)
Z dnia: 2015-10-20, Przypisany do: Nr 19(522)